6 stycznia 2023 – Plan był hmm „ciekawy” Kasparowa Niżna, Goryczkowa i może….
Co do Kasprowej nastawialiśmy się sceptycznie… wedle opowieści innych grup kaczka nie puszcza, wszystko było zalane…
Mimo wszystko wyruszyliśmy pełni zapału i nadziei.
J. Kasprowa Niżnia już rozpalała emocje już przed obozem – masa artykułów, filmów, opisów, ciekawostek – tylko potęgowały ekscytacje.
(Ekipa w składzie Tomasz Baster, Weronika P., Kamil P., Kamil K., Nikodem A., Wiesiek P.)
Z Kir ruszamy samochodami w kierunku Zakopanego, parkujemy samochody gdzieś pod Kuźnicami i jak przystało na prawdziwych grotołazów… nie podjeżdżamy busikiem pod dolną stację kolejki. Pogoda jest rewelacyjna, podejście pod dziurę idzie bardzo sprawnie i w mniej niż godzinę jesteśmy pod otworem jaskini.
Takich lekkich i wygodnych podejść wszystkim życzymy.
Chwila schodzi na przebieranie i podziwianie lodowych chłopków.
Wchodzimy w czeluści! Jest Pięknie!
Przechodzimy komorę za progiem, wielki próg (który jest bardzo ciekawie uformowany), komorę stalaktytową i pierwsze jeziorka … które da się przejść po kamulcach…
Doszliśmy! Jest! Złota Kaczka! Piękna! Wspaniała! Dziura z przełazem wypełnionym wodą zmieszaną z błotnistym czymś, przypominającym to coś…
Ale co najistotniejsze! Jest prześwit! Może z 15-20 cm ale jest!
Pod nosem śpiewam „Los mi sprzyja, buzuje adrenalina…” , obok jest wiekowa szufla – pozwoliłem sobie skorzystać i… wybrałem trochę płynnego bajora. Zrobiło się prześwitu może ok 30cm, tak że jest już super!
Ekipo idziemy dalej?! – chóralna odpowiedź: Idziemy!
Ale kto chce przejść pierwszy i ciałem przepchać resztę tej błotnistej kupy? Padło na mnie.
Poszło sprawnie, po chwili szliśmy wszyscy przez wielki korytarz.
Tu też było ciekawie. Miejscami był zalany, raz po kostki, raz po łydki… a innym razem za kolana.
Dotarliśmy do Sali Rycerskiej – (Jest to największa sala w jaskini, ma około 16 m długości, 12 m szerokości i 8 m wysokości). Idziemy na prawo… zobaczyć zapałki.
Wspinamy prożek, za którym jest zawieszone jeziorko, tu furorę zrobiła żółta kaczuszka.
(Miała długą sesje foto.)
Patrzymy i o zgrozo, kolejne jeziorko! Dużooo wody!
I znowu ta piosenka „Los mi sprzyja, buzuje adrenalina…”- lewarujemy – biorę węża, i … akurat pić mi się chciało…
Zrobione! Woda Leci. Zaczyna się robić piękny wodospad z zawieszonego jeziorka.
Złota myśl – Poczekajmy aktywnie, chodźmy do Danki.
Zeszliśmy do sali rycerskiej i udaliśmy się na lewo w kierunku syfonów.
Przewspinaliśmy i wymałpowaliśmy kilka metrów… Czy były problemy w tej „ciaśniejszej rurce”? Może jakieś małe… delikatne… może miejscami zadek był za duży…
Uff cała ekipa u góry. Idziemy dalej … i co nas spotkało?! Kolejne „jeziorko nie do przejścia”!
Gnamy do przodu niczym jaskiniowe gazele, tam tyłek a tam nogi i przechodzimy… to nic, że nawet i najlepsze gazele czasem się potykają (i wpadają plackiem do jeziorka). Po drodze przechodzimy kila takich jeziorek, większość w stylu „kto by się przejmował wodą… i przez środek”. Było jedno takie jeziorko, dużeee i głębokie jeziorko. W tym miejscu morale Ekipy spadły. Na pierwszy rzut oka faktycznie nie dało się przejść, o zgrozo „bez przepłynięcia”… ale ta woda… piękna, szmaragdowa, krystaliczna – Jaskiniowe Malediwy!
– Ekipo, idziemy?
– Nie no jak…
Schodzę niżej sprawdzam – Kurcze faktycznie głęboko, hmmm ale i tak jestem cały mokry to co mi szkodzi…
Tu ręka, tu noga, tam dupa, trochę jak spider man, trochę jak masochista… przeszedłem na sucho! Nie wpadłem! Krzyczę zza winkielka – Ekipo! Da się! Dacie radę! Po chwili wszyscy przechodzą. Co za duma, co za radość – Zrobiliśmy to!
…
Doszliśmy do Syfonu Danka!
Syfon jest piękny. Zakochałem się w tym miejscu.
„Plany podróży rodzą się w trakcie poprzedniej wyprawy. Wyobraźnia unosi wędrowca daleko od miejsca, w którym akurat się jest…”
– … już jest plan, gdzie uderzyć dalej, które partie zobaczyć… (Tylko trzeba nauczyć się nurkować.)
Pamiętacie co pisałem na początku? Mimo że byliśmy przygotowani na wszystko, to nie nastawialiśmy się że przejdziemy „gniazdo” – Tu już wiedzieliśmy, że ten dzień należy tylko do Kasprowej Niżnej.
Wracamy, pełni nadziei, pozytywnej energii i radości do Sali Rycerskiej – w końcu „jeziorko się lewaruje” a my chcemy jeszcze do zapałek. Droga powrotna była mokra, bardzo mokra.
Sala Rycerska – szum „wodospadu”, mała przerwa i pytanie czy jest już na tyle mało wody żeby dało się przejść. (Tu muszę przyznać że ładny ten wodospadzik zrobiliśmy.)
Sprawdzamy i … załamujemy się, woda w jeziorku opadła o zaledwie ok 15cm.
Ekipo: -Co robimy? Idziemy?
– Nieee, wracajmy już…
[chwila namawiania, przekonywania… w końcu i tak byliśmy cali mokrzy]
Nikt się nie zdecydował…
Idę sam – i długaaa w sam środek jeziorka, wody trochę poniżej klatki piersiowej i to obniżenie stropu na środku… wystarczyło zrobić „ukłon”… jestem po drugiej stronie i słyszę: – Czekaj!
Odwracam się i co widzę? Cała ekipa przechodzi jeziorko!
Ogromna radość! Najlepsza Ekipa!
Biegniemy dalej przez kolejne jeziorko i do zapałek.
Chwila przerwy na podziwianie „starych, przegniłych belek” i niepewny test czy oby na pewno nas utrzymają. (O dziwo utrzymały). Każdy z nas porobił sobie pamiątkowe zdjęcia i powrót do otworu.
Czy myśleliśmy żeby iść dalej? Oczywiście! Jednak trzeba zostawić sobie coś (cel) tudzież powód do kolejnej wyprawy.
Dawno nie byłem taki szczęśliwy, rewelacyjna akcja, ze wspaniałymi ludźmi! Dla takich chwil warto zapisać się na kurs.
Wspomnienia Anonimowego Kursanta
Fot. Kamil Kowalski
Fot. Nikodem Achtel